niedziela, 21 września 2014

18.

Siedziałam sama na swoim stałym miejscu, zerkając co chwilę na zegarek. Równo o 12:30 cztery telewizory jak na zawołanie się włączyły, a filmik, który nagrałam zaczął się odtwarzać.  Spojrzałam na Evę, która nie wiedziała co się dzieje. Podniosła się z miejsca i nie wiedziała co zrobić. Wszyscy nagle ucichli i wpatrywali się w ekrany. Masz za swoje suko. Kiedy dziewczyna się rozebrała, na stołówce zrobił się szum. Wszyscy zaczęli się śmiać z niej i Lousa. Nie było mi jej ani trochę szkoda. Dostała za swoje.
-Z tej młodej robiła dziwkę, a  sama jest nią jest!- ktoś krzyknął. Na moich ustach unormował się uśmieszek.
Stało się tak jak chciałam, więc niepotrzebnie tam  siedziałam. Spakowałam telefon do torby, która przewiesiłam na ramię. Wstałam i tak po prostu wyszłam. Szłam przez korytarz, nie oglądając się za siebie.
-Zabiję cię, suko!-krzyknęła z drugiego końca korytarza. Dobrze, że zdążyłam już dojść do wyjścia.- Będziesz skończona!- krzyknęła.  Widziałam, że zaczęła biec na swoich obcasach w moim kierunku. Nie chciałam mieć konfrontacji z nią, więc szybko opuściłam szkołę. Nie obejrzałam się za siebie, tylko zaczęłam biec w stronę domu Jasona. Na całe szczęście moja kondycja nie była tak strasznie zła i zdążyłam ją zgubić. Oparłam się na udach i zaczęłam głęboko oddychać. Moje serce biło bardzo szybko i nierówno. Jeżeli mam być szczera, to bałam się jej. Eva była nieprzewidywalna. Nie mam bladego pojęcia jak mogłam się z nią przyjaźnić przez 9 miesięcy.
Poczułam słoń na ramieniu, więc szybko się odwróciłam.
-Niespodzianka- zaśmiał się kpiąco Louis. Nie wiem co we mnie znowu wstąpiło, ale jednym ruchem strzepnęłam jego dłoń i rzuciłam się w ucieczkę. Biegłam najszybciej jak umiałam. Czułam jak nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa, ale wiedziałam, że muszę biec dalej. Drogę, którą pokonywałam w 10 minut, teraz trwała nieco ponad 3. Nie fatygowałam się otworzyć furtki, tylko, nie pytajcie jak, ale przeskoczyłam nad ogrodzeniem i podleciałam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale ta nie chciała ustąpić. Moje ciało obleciał dreszcz. Zaczęłam walić w drzwi, ale odpowiadała mi jedynie cisza. Kurwa, gdzie jesteś Jason?!
-Nie jesteś tak mądra jak myślisz. To co zrobiłaś było olbrzymim błędem. A teraz za niego zapłacisz, niekoniecznie w sposób jaki ci się spodoba- zaśmiał się. Nie myślałam, tylko znowu rzuciłam się w ucieczkę. Obiegłam dom i znalazłam się w starej szopie. Bałam, tak straszliwie się bałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale na pierwszy rzut oka nie znalazłam nic czym mogłabym się obronić. Właśnie, na pierwszy. Dopiero kilka sekund później na starej szafce zobaczyłam pistolet. Nie myślałam trzeźwo. Chciałam jedynie się obronić. Nie myślałam, że kiedykolwiek przyda mi się wiedza, którą przekazał mi tata. Gdy miałam 12 lat uwielbiałam z nim chodzić na strzelnicę i na polowania. Złapałam za broń i sprawdziłam, czy była naładowana. Okazało się, że do pełna. Złapałam ją tak jak należało i schowałam za plecy, opuszczając szopę.
-Zdecydowałaś się zrobić to po dobroci?-zakpił i zaczął stawiać małe kroki w moim kierunku. Wyciągnęłam rękę zza pleców, wyciągając ją przed siebie.
-Nie zbliżaj się, bo nie zawaham się strzelić- syknęłam. Kiedy trzymałam w dłoni to cudeńko, czułam się silna. Usłyszałam jego śmiech.
-Co możesz mi zrobić? Odłóż to, zanim złamiesz paznokcia. Ta zabawka dla twardzieli- podniosłam dłoń i strzeliłam w niebo. Zrobiłam to na oślep, ale wyszło mi, bo niedaleko mnie spadł ptak, którego zestrzeliłam.  Przepraszam ptaszku... Nie chciałam.
-Nadal uważasz, że nie potrafię się posługiwać bronią? Nie zbliżaj się, bo nie zawaham się strzelić do ciebie- powtórzyłam.
-Be! Odłóż to, zanim zrobisz sobie krzywdę!-krzyknął Jason. Spojrzałam w jego kierunku. Obok niego stali wszyscy. Teraz się pojawili?
Jason zaczął kierować się do mnie. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, ale wciąż uporczywie trzymałam broń przed sobą.
-Nikt się nie rusza, bo źle się to skończy- syknęłam. Co się ze mną działo? To nie byłam ja! Przecież nigdy nie zachowywałam się tak. Chciałam rzucić tym pistoletem na ziemię, ale nie mogłam. Coś mi na to nie pozwalało. Moja dłoń się trzęsła. Walczyłam ze sobą, ale wreszcie opuściłam rękę.
-Jesteś szalona!- krzyknął Louis, zanim zaczął uciekać. Spuściłam wzrok, a broń wypadła mi z ręki. Przykucnęłam i objęłam głowę rękami.
-Be, aniołku, co się dzieje?-szepnął Jason, gdy obok mnie przykucnął.
-Nie wiem. Nie zachowuje się jak ja- wyjąkałam.
-Jason?-spytał Zayn.
-Co?-warknął.
-Mała załatwiła nam obiad- pokazał palcem na zestrzelonego ptaka i zaśmiał się. Mimo, że nie było mi do  śmiechu, to jego żart rozśmieszył mnie.
-Nie chciałam skrzywdzić tej istocie- wymamrotałam. Zamrugałam kilkakrotnie, pozbywając się łez.
-A Louisowi chciałaś?-spytał Niall. Wszyscy jak na zawołanie na niego spojrzeli i zmrozili spojrzeniem.
-Może to dziwacznie zabrzmi, ale tak. Chciałam zrobić mu krzywdę. – wszyscy spojrzeli na siebie znacząco, ale nic nie powiedzieli. Nie czułam się winna, że tak powiedziałam, bo to była prawda.
******************************************
No i mamy już 18. Jak to leci ... ;<. Zostało mam 7 rozdziałów do końca. Na szczęście już mam pomysł na początek następnej część.
Następnego rozdziału można się spodziewać, myślę że w środę, ale nie obiecuję. bo znowu dużo się szykuje i nie wiem jak się wyrobię. Do zobaczonka *_*.

2 komentarze: