niedziela, 15 marca 2015

Epilog.

Odkąd wyjechałam ze Stratford, minęło już 4 lata. Jednak wiele się wydarzyło w tym czasie. Chociaż wciąż doskonale pamiętam Jasona, kocham już kogoś innego. Jestem w szczęśliwym związku z Seanem. Jasne, nie raz wspominam czasy spędzone z Jasonem, ale też te złe chwile i to jak bardzo mnie zranił. Nie wiem co się z nim dzieje. Nie wiem, czy sobie przypomniał, ale chyba jednak nie chcę wiedzieć. Chociaż moja miłość do Seana jest silna i bym go nie zostawiła, ale miałabym jakieś wahania. Jason przecież był moją pierwszą miłością. Był tym, którego, jako pierwszego chłopaka pokochałam.
-Wszystko dobrze, kochanie?-spytał Sean, wyrywając mnie z zamyśleń.
-Tak, cieszę się po prostu, że odwiedzamy moich rodziców- powiedziałam wymówkę, którą wymyśliłam na poczekaniu. Tak naprawdę, nie chciałam wracać do Stratford, nawet na parę dni. Nie miałam ochoty spotkać nigdzie Jasona, chociaż nie miałam pewności, że tutaj mieszka.
-Dobrze, ale pamiętaj, że nie możesz się denerwować- powiedział znacząco.
-Tak, tak wiem, ale jesteś przewrażliwiony. To tylko ciąża, a nie jakaś choroba- wywróciłam oczami. Nie odpowiedział już mi nic, bo wjechał na podjazd, przed domem moich rodziców. Opuściłam samochód, od razu umieszczając dłoń na moim już bardzo widocznym brzuchu. Nie zdążyłam przejść nawet paru kroków, bo mama wyleciała  z domu, do razu mnie przytulając, co odwzajemniłam.
-Tęskniłam, kochanie- powiedziała.- Jak się ma maleństwo?- kucnęła i powiedziała to wprost do mojego brzucha. Zaśmiałam się
-Dobrze, ale jest strasznie ruchliwa-skomentowałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sean splótł nasze palce razem, kiedy wolnym krokiem szliśmy przez park, rozkoszując się słońcem i spokojem. Patrzyłam na swoje stopy, kiedy poczułam lekkie jakby szarpnięcie za ramię. Uniosłam głowę, orientując się, że ktoś mnie potrącił.
-Człowieku, uważaj jak chodzisz!- syknął Sean. Spojrzałam na chłopaka, który to zrobił i nogi wręcz się pode mną ugięły. Czemu musiałam mieć takiego pecha? Ścisnęłam mocno dłoń Seana, o on spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Nie, niech twoja lalunia uważa jak łazi- syknął. Nie wytrzymałam i po prostu podeszłam do niego i bez wahania uderzyłam go w twarz.
-To za zachowanie i za to jak mnie kiedyś potraktowałeś. Cieszę się, że odeszłam, bo jesteś zwykłym dupkiem, Jason. Nie wiem jak mogłam cię kochać- syknęłam i odwróciłam się, idąc przed siebie. Mogłam sobie wyobrazić jak obaj stali zdębiali. Cieszyłam się jednak, że się to tak potoczyło. Zobaczyłam, że Jason nie był osobą, którą  warto darzyć miłością i to co teraz mam to największy skarb…
*****************************************
Dobra skarby, doczekaliście się epilogu. Co myślicie? Wiem, że będzie mieć więcej przeciwników, niż zwolenników, ale nie wszystkie historie muszą kończyć się happy end'em. Przepraszam, że zrobiłam tyle zamieszania wcześniej. Dziękuję tym, którzy to przeczytali i dotrwali do końca. Mam ostatnią prośbę. Mógłby każdy, kto to przeczyta skomentować? Z góry niesamowicie dziękuję ;**

środa, 11 marca 2015

31.

Kiedy rano się obudziłam, moja głowa bolała jak cholera. Jęknęłam niezadowolona i powoli podniosłam się z łóżka. Wydarzenia z wczorajszego dnia uderzyły we mnie jak fala, a ja znowu byłam przybita. Poszłam do łazienki, aby się umyć, bo wczoraj tego nie zrobiłam.  Wychodząc z łazienki podeszłam do szafy, gdzie wybrałam czarne legginsy i zwykły T-shirt.  Zeszłam na dół i od razu poszłam do kuchni, bo byłam głodna. Zdziwiłam się, kiedy spotkałam ojca w kuchni.
-Hej- powiedziałam cicho i usiadłam przy blacie.
-Cześć, kochanie- powiedział radośnie.
-Nie powinieneś być w pracy?-spytałam. Serio to było dla mnie dziwne.
-Wziąłem wolne. Jadę na wyścigi do Toronto- kiedy to powiedział, mocno się zdziwiłam. Mój ojciec i wyścigi? Wolne żarty.
-Serio? Ty też się ścigasz?-spytałam ciekawa. On spojrzał na mnie tajemniczo i podszedł do mnie, po drodze zabierając kluczyki z garażu i czegoś innego. Kiedy był obok kiwnął na garaż i razem tam poszliśmy. Kiedy tam weszliśmy, nie zobaczyłam nic szczególnego, co mogłoby świadczyć, że mój ojciec zamierza wystartować. Gdy jednak tata nacisnął jakiś guzik, a podłoga w garażu zaczęła się unosić, nie wierzyłam własnym oczom.  O mało nie padłam ze dziwienia, kiedy zobaczyłam przepiękny sportowy samochód, który na pewno kosztował kupę kasy.
-To twój samochód…?-powiedziałam niepewnie, oglądając to cacko.
-Tak, kochanie.- zaśmiał się.
-Czemu nic o tym nie wiedziałam?-spytałam urażona.
-To było moją pasją od nastoletnich lat, ale mama uznała, że jesteś dziewczyną i nie mam nawet zaczynać z samochodami- powiedział smutny.
-To kiedy jedziemy?-spytałam, nie ukrywając wielkiego podekscytowania.
-Zjedz coś i weź parę rzeczy na zmianę i ruszamy-posłałam mu wielki uśmiech i podeszłam, tuląc się do niego. Szybko poleciałam do swojego pokoju, gdzie do plecaka szkolnego wpakowałam potrzebne ubrania i inne rzeczy. Później zeszłam na dół, gdzie zrobiłam sobie płatki. Szybko je zjadła od razu poszłam do garażu, gdzie tata siedział już na miejscu kierowcy. Kiedy wsiadłam do auta poczułam się jakoś dziwnie. Może to dziwnie zabrzmi, ale poczułam się, jakby to było moje miejsce. Głupie, nie? Zważywszy na to, że ja nawet nie potrafiłam prowadzić.
-Dzwoniłem do mamy, nie była zachwycona- zaczął cichym głosem. Spojrzałam na niego i przygryzłam wargę.
-Ja chcę tam jechać. Chcę o wszystkim zapomnieć. Chociaż na chwilę. – ojciec patrzył na mnie uważnie, aż przytaknął i odpalił samochód. Wjechał na ulicę i ulicami miasto popędził wprost na autostradę. Kiedy mijaliśmy szpital czułam smutek. Wiedziałam, że straciłam go na zawsze. To wszystko była moja wina. Nie musiałam odstawiać scen i odchodzić. Mogłam darować sobie ten cały czas. Czemu czułam się winna? A może to co Jason mówił to była prawda? Może powinnam już na zawsze zniknąć z jego życia? Przecież już to zrobiłam. Zniżyłam się nawet do stanu, że musiałam zapalić narkotyki, aby zapomnieć o bólu. Nie czułam się z tym dobrze. Chciałam tego nigdy więcej nie zrobić.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kiedy tata wjechał na teren przeznaczony dla prawdziwych wyścigów, od razu usłyszałam ryk silników. Rozglądałam się dookoła, podziwiając wszystkie auta. Te fury musiały kosztować majątek.
-Będziesz musiała na chwilę zostać sama, poradzisz sobie?-spytał tata, wyrywając mnie z zamyśleń.
-Tato, nie jestem małą dziewczynką, dam sobie radę- mrugnęłam do niego i wróciłam do oglądania aut. – To niesamowite, ci wszyscy ludzie żyją tymi samochodami. Zawsze myślałam, że to głupie, ale teraz myślę, że zaczynam to rozumieć.
-Mówiłem Annie, że możesz tez lubić samochody, ale zawsze spławiała mnie- mruknął.
-Dziękuję ci tato- powiedziałam, odwracając się do niego.
-Za co?-spytał zdziwiony.
-Za wszystko- uśmiechnęłam się lekko . Tata zatrzymał się na jakimś wolnym miejscu, a ja od razu wysiadłam z auta. Przygryzłam zestresowana wargę i usiadłam na ławeczce, nieopodal miejsca, gdzie mnie wysadził.
-Jesteś tu nowa?-usłyszałam głos. Odwróciłam się, napotykając czarnoskórego mężczyznę. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-Ta.
-Jestem Sean, a ty?
-Beyonce, ale wszyscy mówią na mnie Be.
-Ścigasz się?- kiedy to usłyszałam, zaśmiałam się cicho.
-Nie, nie, mój ojciec. Alex Grande, znasz?-spytałam.
-Każdy go zna, świetny kierowca. – uniosłam brwi, słysząc to zdanie. Jak to możliwe, że nie miałam o tym pojęcia. Mój ojciec rajdowiec, kto by pomyślał!- Wydajesz się smutna- zauważył, a ja westchnęłam.
-To aż tak widać?-spytałam. Przytaknął
-Taka śliczna dziewczyna nie powinna być przygnębiona- mrugnął do mnie. Zaśmiałam się lekko.  – Dasz się wyciągnąć gdzieś wieczorem…?-spytał. Przygryzłam wargę.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł.- zaczęłam.
-Zwykłe spotkanie,  jeżeli chcesz, opowiesz mi wszystko.- co mi szkodziło? Chciałam zapomnieć, tak?
-Dobra
*********************************************
Boże, zawaliłam. Zawaliłam na całej linii. Przepraszam!!
Cóż mogę powiedzieć? miałam tak zawalone te dwa tygodnie, że nie miałam prawie wcale wolnego czasu, teraz gdy go mam ( jestem chora) odechciało mi się pisać akurat tego. Do bani, co nie? Ale z racji tego, że mam wolny czas, a to ff dobiegło już prawie końca, możecie w komentarzach podsuwać mi pomysły na jakieś nowe pomysły. Na pewno jest tak, że ktoś chciałby przeczytać coś, a akurat jest mało ff o takim temacie. Do usłyszenia ( do epilogu ;D).

niedziela, 22 lutego 2015

30.

Następnego dnia, od razu po śniadaniu ubrałam się i wyszłam z domu, aby pójść do Jasona. Drogę do szpitala pokonałam w półgodziny. Niestety Ryan miał do niego wpaść po południu, a ja rano, żeby nie był sam. Zdawałam sobie sprawę jak mógł się czuć, leżąc tam całkiem sam i bez wspomnieć, co najmniej z ostatniego pół roku.
Weszłam do szpitala, od razu krzywiąc się na widok całego ruchu, który tam panował. Nieśpiesznie przepchałam się między ludźmi i schodami weszłam na odpowiednie piętro. Szłam przed korytarz, gdzie wręcz przeciwnie, panowały pustki. Stanęłam przed salą Jasona i spojrzałam przez szybę do środka. Zastałam go, gdy leżał w łóżku z laptopem na kolanach i coś oglądał. Nie byłam pewna, czy mu przerywać, ale  przyszłam, aby go odwiedzić. Podeszłam do drzwi i zapukałam, a następnie weszłam do środka. Brunet, od razu przeniósł wzrok na moją osobę, dokładnie mi się przyglądając. Westchnęłam  i przygryzłam wargę, podchodząc do miejsca, które zawsze zajmowałam.
-Jak się czujesz?-spytałam, chcą zacząć jakąkolwiek rozmowę.
-Obchodzi cię to?-prychnął. – Czytałem sms-y, jakoś ponad dwa tygodnie nie obchodziło cię nic związanego ze mną.
-Jason…- powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.
-Co Jason?-warknął. Nie rozumiałam tego, dlaczego tak mnie traktował. Nic mu nie zrobiłam. – Jesteś fałszywą suką, tak jak reszta dziwek- kiedy spojrzałam na niego, jego twarz była napięta. Słowa, które do mnie powiedział, bardzo mnie zabolały. Czemu traktował mnie w taki sposób?
-Czemu znowu to robisz?-spytałam tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszałam.
-Ja?- prychnął- To ty wszystko psujesz.- westchnęłam, czując napływające łzy- z resztą, nie chcę cię tutaj widzieć. Niepotrzebnie się tu fatygujesz, bo i tak nie cieszę się, że cię widzę.- przygryzłam mocno wargę, z całych sił nie chcąc się rozpłakać.
-Myślałam, że przemyślisz sobie wszystko, ale ty dalej jesteś chujem- podniosłam się z miejsca- Dobra, nie będę przychodzić, skoro ty sobie tego nie życzysz, ale zapamiętaj. Przyjdzie taki czas, kiedy będziesz potrzebował kogoś bliskiego, a nikogo takiego nie będzie. Żegnaj Jason, teraz już naprawdę- dopiero kiedy zamknęłam drzwi jego Sali, łzy popłynęły potokami po moich policzkach. Znowu wszystko się zepsuło. Czemu? Czy to naprawdę była moja wina? Jeżeli tak, to jestem złym człowiekiem.
Opuściłam szpital i skierowałam się w miejsce, gdzie wszystko tak naprawdę się zaczęło- na most. Drogę pokonałam, tak naprawdę na oślep. Kiedy tam dotarłam, podeszłam do barierki i dotknęłam zimnego metalu. Spojrzałam w dół, wprost na rwąca rzekę. Mimo, że tego nie chciałam, to czułam, że ona wzywa mnie. Zeszłym razem nie wyszło mi. Nie chciałam dopuścić, żebym drugi raz upadła tak nisko. Tym razem nie miał mnie kto uratować. Może to właśnie oznaczało, że powinnam to zrobić teraz? Bez krzyku i pieprzenia się z tym.
Westchnęłam i mocniej zacisnęłam pięści na barierce, jednym ruchem, odpychając  się od barierki. Nie mogłam tam zostać. Zbyt wiele złych myśli chodziło mi po głowie w tamtym momencie.  Co miałam zrobić? Postanowiłam wrócić do domu i od wszystkiego odpocząć.

Ryan’s pov.


Kiedy znalazłem się przed salą Jasona, zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem, że jest sam. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-Be nie było?-spytałem na wstępie. On jedynie spojrzał na mnie swoim beznamiętnym wzrokiem.
-Była, ale dałem jej do zrozumienia, że jej nie potrzebuję i niech idzie w cholerę- powiedział to tak naturalnie, że o mało nie zemdlałem. On serio porządnie się uderzył w głowę.
-Jesteś największym idiotą na świecie- syknąłem w jego kierunku.
-Możliwe, ale nie ma mowy, aby jakaś laska stała się dla mnie ważna.
-Co ty pieprzysz? Be była dla ciebie tak ważna, że byłeś w stanie za nią oddać życie, z resztą ze wzajemnością. Czemu ty tego nie możesz zrozumieć?
-Ryan, skończ ze swoim pieprzeniem, albo wyjdź. – kiedy powiedział to znowu tonem wyssanym z uczuć, coś we mnie pękło. Nie mogłem pozwolić, aby on traktował tak brunetkę w taki sposób.
-To, że leżysz w szpitalu, na tym łóżku, nie powstrzyma mnie, przed przywaleniem ci- syknąłem.
-A co, nie możesz znieść , że księżniczka będzie mieć jednego idioty mniej?
-Serio, Jason, zastanów się nad wszystkim.- kiedy to powiedziałem, zostawiłem go samego.

Be’s pov


Postanowiłam wykorzystać to, że nie było rodziców w domu i wyszłam. Te cztery ściany przytłaczały mnie. Na dworze było już zupełnie ciemno, kiedy szłam ulicami. Postanowiłam nie upadać po raz kolejny i nie podejmować kolejnej próby skończenia ze sobą. Może jeszcze będzie ze mnie pożytek?
Kiedy szłam tak ciemnymi ulicami, mijałam różne ciemne uliczki. Moją uwagę zwrócił chłopak, który stał oparty o stary mur i patrzył na mnie. Ja jednak szłam dalej nie wzruszona.
-Ej, mała nie chcesz kupić działkę?- kiedy usłyszałam to jedno sformułowanie, zatrzymałam się i spojrzałam na niego uważnie.
-Co masz?-spytałam, sama się sobie dziwiąc. Nigdy nie miałam do czynienia z narkotykami, a teraz się od tak zgodziłam.
-Widać, że nie miałaś nigdy do czynienia z narkotykami, mogę odpalić ci skręty, chętna? – westchnęłam, rozważając za i przeciw. Chciałam jedynie zapomnieć, a to nie było niczym złym.
-Dawaj- powiedziałam pewna i wyciągnęłam portfel, płacąc mu. Wsadziłam zakup do kieszeni i poszłam do domu. Nie weszłam jednak do środka, tylko poszłam za dom i usiadłam wygodnie na trawie.  Wyciągnęłam z kieszeni narkotyki i wzięłam do rąk. Chwilę patrzyłam na nie, jeszcze się zastanawiając, aż w końcu wzięłam zapalniczkę i podpaliłam koniec. Zaciągnęłam się dymem, ale od razu po tym zakasłałam. Robiłam to pierwszy raz i nie byłam przyzwyczajona. Po paru nie udanych razach już normalnie potrafiłam zaciągnąć się. Powoli czułam, że moje ciało się odpręża, co było dla mnie wytchnieniem. Podniosłam się z ziemi, czując lekkie zawroty głowy. Nie przeszkadzało mi to jednak. Powoli obeszłam dom, w tym czasie kończąc skręta i weszłam do domu, ciesząc się, że nie ma rodziców. Od razu po tym poszłam do swojego pokoju, kładąc się na łóżko i pozwalając sobie na chwilę zapomnieć o Jasonie.
**************************************
Hej miśki, jak się podoba? Mam nadzieję, że nie jest zły... Cóż, muszę chyba to powiedzieć teraz, to tak naprawdę przed ostatni rozdział, nie licząc krótkiego epilogu.
Komentujecie! 

poniedziałek, 16 lutego 2015

29.

Dni mijały, a szanse na to, że Jason się obudzi malały z każdym dniem. Z każdym także dniem wszyscy przychodzili coraz rzadziej. Tylko Ryan przychodził codziennie. To on był jego prawdziwym przyjacielem…
Kubek, z kawą, którą kupiłam był jeszcze zapełniony do połowy, gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i zdziwiłam się , gdy zobaczyłam, że dzwoni Ryan. Odebrałam od niego połączenie, a on od razu zaczął krzyczeć do słuchawki.
-Obudził się!- kiedy usłyszałam te dwa słowa, na które czekałam prawie miesiąc podniosłam się z krzesła ja poparzona i popędziłam na drugie piętro. Nie było mnie 15 minut, a w tym czasie on zdążył się obudzić! Kiedy wleciałam na odpowiednie piętro na korytarzu zobaczyłam od razu blondyna. Podleciałam tam i spojrzałam przez szybę do Sali Jasona. Zobaczyłam tam masę lekarzy, którzy go badali. Spojrzałam na Ryana, który uparcie wpatrywał się w szybę.
-Mówiłam, że się obudzi- szepnęłam.
Kiedy cała sielanka minęła, a badania wszystkie były wykonane, mogłam wreszcie wejść do Sali bruneta. Niepewnie otworzyłam drzwi i na nogach jak z waty weszłam do środka. Od razu wróciłam na siebie uwagę. Jego zdziwienie było niemałe, kiedy mnie zobaczył. Podeszłam do jego łóżka i zajęłam swoje stałe miejsce.
-Cześć- posłałam mu szeroki uśmiech. Nic nie opisze jaką radość czułam w tamtym momencie. Jason patrzył wciąż na mnie, próbując chyba zorientować się co się dzieje.- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że się obudziłeś- znowu się odezwałam.
-Jak to obudziłem?-spytał cicho, krzywiąc się przy tym. Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok na swoje palce.
-Nie pamiętasz, że miałeś wypadek?-spytałam. Pokiwał tylko przecząco głową.
-Nie pamiętam- rozchyliłam zdezorientowana usta, nie mogąc uwierzyć w to, co mi powiedział. On nie pamiętał…
-Nie wiesz jak mam na imię?- kiedy zadałam to pytanie, od razu pokiwał przecząco głową.  No kurwa świetnie! Pomasowałam skronie,  próbując obmyślić plan. Boże, co ja gadam. Tam nie było co obmyślać. Nic nie pamiętał i koniec. – Dobra w takim razie mam na imię Beyonce. – kiedy wypowiedziałam swoje imię widziałam na jego twarzy zdziwienie.
-Jak ta piosenkarka- zaśmiał się lekko. Jak to możliwe, że on już się śmiał? – Powiedz mi, skoro tutaj siedzisz, to musieliśmy się znać, nawet dobrze…
-Tak, jeszcze niedawno byliśmy sobie bliscy. – uśmiechnęłam się bez radości, gdy przypomniałam sobie dwa tygodnie, przed jego wypadkiem.
-Powiesz coś więcej…?- kiedy oczekiwał ode mnie, że wszystko mu powiem, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam niepewnie na niego.
-Poznaliśmy się pod koniec marca, czy coś takiego. Początek naszej znajomości nie należał do spokojnych. Bardzo często się sprzeczaliśmy, czy takie tam. No wiesz, ja miałam niewyparzoną buzie, a ty zbyt wielkie ego i żadne nie chciało ustąpić- zaśmiałam się, gdy sobie o tym przypomniałam. –Dopiero chyba niecały miesiąc później się jakoś dogadaliśmy. Wtedy bardzo mi pomogłeś i zamieszkaliśmy razem. Byliśmy ze sobą tak blisko, że nawet z tobą spałam w jednym łóżku.
-A czy my…
-Czy z tobą spałam w ten drugi sposób?-uniosłam brwi do góry- Nie, ani razu. Chociaż na samym początku podpuściłeś mnie i prawie do tego doszło- zaśmiałam, a on zaraz za mną. –Na początku lipca cos się zaczęło psuć. Pojawiła się Selena…
-Selena?!-uniósł się- Nienawidzę suki- mruknął
-Tak, odnowiliście jakiś układ
-Żartujesz sobie ze mnie?- kiedy pokiwałam przecząco głową, wykrzywił się. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. – Co było dalej?
-Wszystko się zepsuło. Wtedy  właśnie wtedy postanowiłam wyjechać. – widziałam, że chciał coś powiedzieć- zatrzymaliście mnie, ale od tam tego czasu nie wiedzieliśmy się w normalny sposób.
-Aż taki ze mnie chuj?
-Skąd. Każdy popełnia błędy. Skąd mogłeś wiedzieć, że cię kocham- dopiero, kiedy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Idiotka, idiotka, idiotka. – Nie miałam zamiaru tego powiedzieć- westchnęłam- Zapomnij o tym .
-Tego nie mogę- syknął. Westchnęłam.
-Dobra, ale proszę cię, nie roztrząsaj tego teraz- chwile później przytaknął. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się swoją bransoletką.
-Skąd ja masz?-spytał, patrząc na moje ruchy.
-Dostałam od ciebie- przyznałam. – Na dzisiaj chyba dość tych wspomnieć, odpocznij- wstałam i z obawą pogłaskałam go po głowie, a następnie bez słowa wyszłam.

Jason’s pov

Po wyjściu tej dziewczyny, analizowałem to co mi powiedziała. Nie kłamała? A czemu miałaby to robić? Gdzie właściwie są chłopaki? Czemu tylko ona tutaj była. A może oni nie są już moimi przyjaciółmi. Miałem tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. Spojrzałem na drzwi, które się otworzyły, a w nich zobaczyłem Ryana.
-Ry, co to za dziewczyna, rzeczywiście byliśmy blisko?-spytałem go od razu.
-Be ostrzegła mnie, że nie pamiętasz wszystkiego. Tak, byliście blisko- uśmiechnął się do mnie i podszedł do miejsca, gdzie wcześniej siedziała dziewczyna. Śledziłem każdy jego najmniejszy ruch. – Byliście najlepszymi przyjaciółmi, ale wszystko popsułeś.
-Ja?-zdziwiłem się. Be, czy jak jej tam było nie obwiniła mnie, że to moja wina!
-Tak, ty. To ty zaprzepaściłeś szansę na normalny związek. Jason, możesz uznać, że jestem nienormalny, że od razu na ciebie naskakuję, ale po co mamy to ukrywać. Znając ciebie, gdybyś sobie wszystko przypomniał, to byłbyś zły na nas, że ci nie powiedzieliśmy.
-Gdzie wszyscy?-spytałem, chcąc zmienić temat. Nie chciałem rozmawiać o tej dziewczynie.
-Przestali tutaj przychodzić, gdy razem z Be nie zgodziliśmy się odłączyć cię od tych całych maszyn.- kiedy znowu usłyszałem to imię, mocno się zirytowałem. Na początku była to ciekawość, bo jej nie pamiętałem, ale czym więcej o niej słyszałem, to tym bardziej jej nie lubiłem.
-Możemy pogadać na temat, gdzie nie ma tej dziewczyny?
-Jason, co z tobą?-spytał, jakby nie dowierzając tego, co powiedziałem. Wywróciłem oczami i zignorowałem jego pytanie
-Gdzie mój telefon?-spytałem. Ryan jedynie westchnął i wyciągnął go z szafki. Wziąłem go od niego i odblokowałem. Przeszedłem do wiadomości, ale od razu zobaczyłem masę wysłanych wiadomości do tej dziewczyny. To było frustrujące, że jej nie pamiętałem, a Ryan zachowywał się jakby to była zbrodnia. Zablokowałem go z powrotem i oddałem mu go.- Chcę odpocząć- powiedziałem i popatrzyłem na sufit. Usłyszałem jedynie jego głośne westchnięcie, a zaraz po tym wyszedł, zostawiając mnie samego, ze swoimi myślami.
*********************************
Co sądzicie? Jesteście zaskoczeni? Komentujcie !
Przepraszam za błędy ;)

niedziela, 15 lutego 2015

Ważne

Postanowiłam usunąć rozdziały z pierwszej wersji 2 część, a ta drugą wersję zrobić jako ciąg dalszy. Bardzo przepraszam za zamieszanie. Teraz już mam poukładane i wiem jak potoczą się losy bohaterów.

wtorek, 10 lutego 2015

28.

Minęły dwa tygodnie. Niesamowicie długie dwa tygodnie. W zasadzie w ogóle nie opuszczałam swojego pokoju. Zapewne zachowywałam się jak idiotka, wciąż mocząc swoją poduszkę. Ale to było silniejsze ode mnie.  Czułam się dziwnie w tym czasie. Nie potrafiłam tego opisać. Ciągły ucisk w żołądku, nie pozwolił mi nic zjeść, a myśli, które wciąż zajmował Jason nie pomagały mi w niczym.
Westchnęłam i przycisnęłam twarz do poduszki, krzycząc w nią. Usłyszałam ciche pukanie, a zaraz po tym drzwi mojego pokoju się otworzyły.
-Be, kochanie, przyszła dziewczyna. Przedstawiła się jako Perrie i powiedziała, że ma do ciebie bardzo ważna sprawę.- z początku nie chciałam iść na dół, ale pomyślałam, że ona nie była niczemu winna. Podniosłam się z łóżka i nieśpiesznie zeszłam na dół. Kiedy spojrzałam na Perrie, zamarłam. Ona była zapłakana, tak sama jak ja.
-Co się stało?-spytałam, podchodząc do niej.
-Be, musisz ze mną jechać. Chodzi o Jasona…- kiedy usłyszałam to imię przygryzłam mocno wargę. – musisz jechać, on leży w szpitalu, walczy o życie- kiedy to powiedziała, poczułam jak robi  się niesamowicie zimno. Rozchyliłam wargi i nie zastanawiając się wiele w holu wsunęłam buty na stopy i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. – Be, chodź pojedziemy razem- wsiadłam do jej samochodu, a ona pojechała w właściwą stronę.
-Szybciej!- krzyknęłam rozpaczliwie. Moje oczy wciąż były mokre, ale łzy nie spływały po moich policzkach.  Patrzyłam przez przednią szybę pustym wzrokiem. Czułam się jakby jakaś część mnie została w domu, dalej nie dowierzając  tego, co powiedziała Perrie.
Kiedy blondynka zatrzymała się przed szpitalem wystrzeliłam, z auta jak torpeda. Zaczęłam biec w stronę wejścia. Dopiero gdy zatrzymałam na środku holu, zaczęłam gorączkowo się rozglądać. Czułam się jakbym dostała świra. 
-Be, uspokój się- usłyszałam głos Perr.
-Gdzie on jest?-spytałam ją, patrząc morderczym wzrokiem. Ona jedynie westchnęła i zaczęła kierować mnie na 2 piętro. Kiedy wleciałam tam schodami z daleka zobaczyłam wszystkich na korytarzu. Pobiegałam tam, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, ale ja ich zignorowałam. Stanęłam przed szybą i spojrzałam do środka Sali, to coś we mnie pękło. Zakryłam usta rękami, nie dowierzając temu, co zobaczyłam. W jednej chwili łzy zaczęły płynąc po moich policzkach, a ja nie mogłam złapać powietrza. Czułam wielki ucisk w klatce piersiowej. Odwróciłam się i oparłam o ścianę. Zjechałam po niej, siadając na podłodze. Schowałam twarz w dłoniach, nie mogąc opanować się. Te łzy nie mogły nawet dorównać tym, które wylewałam przez całe dwa tygodnie. Kiedy poczułam dłoń na ramieniu uniosłam delikatnie głowę, ale i tak nic nie zobaczyłam. Obraz był rozmazany.
-Be, on się obudzi, musi.- rozpoznałam głos Ryana. Bez zastanowienia objęłam jego szyję i mocno przytuliłam.
`~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dopiero po zmroku podszedł do nas lekarz i pozwolił jednej osobie wejść do niego. Wszyscy od razu kazali zrobić to mi. Ale nie zapytali czy chcę. Nie wiedziałam, czy potrafię tam wejść. Nie wiedziałam, czy mogę na niego spojrzeć, gdy był w tym stanie. Ale postanowiłam spróbować. Kiedy wchodziłam do środka moje ciało całe się trzęsło, nie tylko przez strach, ale nie doszłam jeszcze do siebie po ataku łez. Podeszłam do jego łóżka i przysunęłam sobie małe krzesełko, siadając na nic. W Sali paliło się jedynie małe światełko, więc dobrze go nie widziałam. A może wcale nie chciałam. Bałam się tego co mogłam zobaczyć.
-Jason, jestem na ciebie zła, wiesz?- zaczęłam. Wiedziałam, że mówienie do niego nic nie da, ale gdybym nie odezwała się, to bym chyba zwariowała. – Czemu ty nigdy nie uważasz?- wyciągnęłam dwoją dłoń i delikatnie dotknęłam jego skóry.- jeżeli umrzesz, ja też się zabiję, słyszysz!- nim się zorientowałam potok łez znowu zaczął płynąć po moich policzkach. Oparłam głowę o pościel, wciąż trzymając jego rękę. 
Nie wiem ile tak spędziłam, ale gdy poczułam dłoń na ramieniu, uniosłam głowę. Kiedy zobaczyłam Harrego, wcale nie się ucieszyłam.
-Powinnaś iść do domu…-zaczął, ale spojrzałam na niego groźnie, więc się zamknął.
-Nie, nawet o tym nie myślę. Nie odstąpię go na krok- zaczęłam gorączkowo tłumaczy.
-To chociażby idź coś zjeść…
-Nie jestem głodna- powiedziałam jednie i przeniosłam wzrok na Jasona.  Wciąż miał zamknięte oczy.
-Eh… Be, powinnaś coś wiedzieć.-zaczął znowu. Po tonie jego głosu, wywnioskowałam, że nie będą to dobre wieści.
-Co?- spojrzałam na niego, nawet na moment nie puszczając dłoni Jasona.
-Lekarze pytali nas o zgodę o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie- kiedy to usłyszałam, patrzyłam na Harrego, nie dowierzając.
-Chyba się nie zgodziliście- od razu stwierdziłam.
-tak, oprócz Ryana, ale też chcemy znać twoje zdanie- to co słyszałam od niego zdawało się być najgorszym koszmarem w życiu.
-Nie, nigdy w życiu- może to oklepane, ale ponownie się rozpłakałam. Byłam beksą. – Nie wierzę, że się zgodziliście. Nie wierzę nawet w to, że o to spytaliście. Od razu go skreślacie, ale ja w niego wierzę, jasne? Jason wie, że musi się obudzić- spuściłam głowę i pozwoliłam swobodnie łzom opadać na pościel- Z resztą, wyjdź stąd. Nie macie prawa po tym nawet nazywać się jego przyjaciółmi- syknęłam, nawet na niego nie  patrząc.
-Świrujesz- stwierdził.  Nie zareagowałam na jego uwagę. Miałam gdzieś co o mnie myślał.
-Jason, proszę cię, nie zostawiaj mnie- szepnęłam do niego. – Jeżeli się obudzisz, obiecuję ci, że już zawsze będę obok. To obietnica. Nie poddam się nigdy bez walki. Tylko proszę, obudź się, kochanie. – dalej nic. Miałam nadzieję, że się obudzi, gdy będę do niego mówić.
******************************
Hejcia, jak się podoba? Jesteście zaskoczeni? Ja też jestem zaskoczona swoimi pomysłami. Od razu mówię, że w następnych 4 - 6 rozdziałach będzie życie Be. Tak jakoś mi to wyszło. Przepraszam za błędy.

czwartek, 5 lutego 2015

27.

Siedziałam w pokoju Harrego, wciąż bezczynnie gapiąc się w ścianę. Nie potrafiłam wyjść z tego cholernego pokoju i z podniesioną głową wejść do salonu. Nie po tym, co się stało. Nie potrafiłam spojrzeć na Jasona w normalny sposób. Zbyt wiele niewłaściwych słów zostało wypowiedziane, zbyt wiele niewłaściwych sytuacji się zdarzyło, żebym teraz umiała z nim rozmawiać jak kiedyś. Westchnęłam i spojrzałam na swój nadgarstek, patrząc na złotą bransoletkę, która go zdobiła. Wyciągnęłam drżącą dłoń i delikatnie dotknęłam ją. Przygryzłam wargę, a oczy wypełniły mi się łzami. Byłam tak cholernie rozdarta. Chciałam cofnąć się w czasie, do nocy, kiedy mi ją podarował. Na sam ten obraz, rozklejałam się coraz bardziej. Nie potrafiłam zrozumieć, czy to moja wina, to co się stało, czy Jasona. Wiedziałam, że to brunet zawinił, ale w środku miałam wątpliwości, że się do tego przyczyniłam.
Westchnęłam i podniosłam się z tego cholernego łóżka, wychodząc. Nie potrafiłam spokojnie i bezczynnie siedzieć. Przechodząc obok salonu nie słyszałam głosów, ale światło się paliło. Siedzieli tam wszyscy, ale nie rozmawiali. Czułam, że to moja wina. Zawsze byłam wszystkiemu winna.
Kiedy podeszłam do drzwi i ubierałam na stopy trampki, nie widziałam nic. Obraz był kompletnie rozmazany. Nie wiedziałam, gdzie mam iść. Wiedziałam tylko, gdzie chciałam iść. Chciałam znaleźć się obok mamy jak za dawnych czasów. Nie potrafiłam opisać jak bardzo było mi źle.
Kiedy stanęłam przed ich domem, zawahałam się, ale chęć zobaczenia ich była tak duża, że przebiegłam przez podjazd, wchodząc po schodach i przystanęłam przed drzwiami. Niepewnie zacisnęłam dzwonek, dopiero później orientując się co robię. Byłam rozdarta i w środku poczułam jeszcze większe zawahanie. Byłam gotowa uciec stamtąd. Nie zdążyłam tego jednak zrobić, bo drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam mamę po tych miesiącach. Nie kontrolowałam, kiedy morze łez zaczęło płynąć po moich policzkach. Byłam gotowa na to, że mnie wyśmieje, lub nawrzeszczy, ale to co zrobiła totalnie mnie zaszokowało. Ona mnie tak po prostu przytuliła. Bez wahania odwzajemniłam jej gest, od razu po tym płacząc w jej koszulkę.
-Kto przyszedł?-spytał głos z głębi korytarza, a zaraz po tym zobaczyłam sylwetkę taty. Stanął jak wryty, patrząc na mnie zaszokowany. Nie mogłam mu się dziwić.
-Boże, nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę- mama wyszeptała do mojego ucha.
-Przepraszam was. Tak bardzo was przepraszam- zaczęłam się jąkać.
-Nie, to ja cię przepraszam- powiedziała. Po jej policzkach także zaczęły płynąć łzy. – Nie wiem co we mnie wstąpiło, że to wtedy powiedziałam. Nie miałam tego namyśli, aniołku- kiedy usłyszałam ten zwrot, coś ścisnęło mnie w żołądku.
-Możesz do mnie mówić jak zechcesz, ale proszę nie aniołku- poprosiłam. Może to głupio zabrzmi, ale czułam, że tylko Jason mógł do mnie mówić w ten sposób.
-Wejdź, skarbie- powiedział tata i zamknął za mną drzwi. Niepewnie zdjęłam buty i weszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie.
-Opowiadaj mi, gdzie byłaś przez ten czas- mama usiadła obok mnie.
-Mieszkałam u kolegi. W zasadzie cały czas byłam w mieście.
-Mówiłem ci, że powinnaś dać jej czas- powiedział mężczyzna do kobiety. Gdyby tylko oni wiedzieli, że miało mnie tutaj nie być już. – Mam nadzieję, że nie zrobił nic niestosowanego, bo inaczej go zabiję- kiedy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę jak w ustach takiego człowieka jest to absurdem.
-Nie, pokłóciliśmy się o głupotę. Każdy powiedział parę słów za dużo i tak wyszło, że postanowiłam na razie tam nie wracać. Muszę od niego odpocząć.
-Rozumiem- posłał mi niepewny uśmiech i poczochrał po włosach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kiedy położyłam się do łóżka, postanowiłam sprawdzić swoją komórkę. Miałam tam masę wiadomości. Szczególnie od Jasona, które bez zastanowienia usunęłam. Na jakiś czas chciałam do niego odpocząć, a on mi tego nie ułatwił. Wręcz przeciwnie, bombardując mnie smsami i połączeniami powodował, że miałam go dość jeszcze bardziej. Coś we mnie pękło i nie potrafiłam zrozumieć co. Kochałam go, ale jakaś część mnie tak bardzo się na nim zawiodła, że powolutku z każdą nową raną jaką mi zadawał, zaczęła go nienawidzić . Nie mogłam powiedzieć co to było. Chciałam jedynie na jakiś czas o nim zapomnieć. Zdecydowałam się otworzyć jedną wiadomości- od Perrie. „ Chłopaki powiedzieli mi co zamierzałaś zrobić. Jestem na ciebie cholernie zła, że próbowałaś uciec od problemów. Gdybyś mi tylko powiedziała, a nie udawała, to pomogłabym ci. Staram się cię zrozumieć, więc gdy będziesz potrzebować mojej pomocy, to po prostu pisz.” – przeczytałam na głos. Wiedziałam, że ją zawiodłam. Dopiero dogłębnie o tym myśląc, co zamierzałam zrobić, miałam ochotę się uderzyć. Byłam pieprzonym tchórzem, chcąc uciec od tego wszystkiego. Po prostu nie chciałam patrzeć na to, gdy jakaś suka odbiera mi osobę, którą kocham. Chciałam tego uniknąć, a tak naprawdę sama zrezygnowałam z walki o Jasona. Poddałam się i oddałam go tej suce. Wiedziałam, że wybieram najgorszą decyzję, ale chociaż bardzo chciałam być w jego ramionach, nie mogłam. Zbyt bardzo mnie zranił.
****************************************
Taki krótki. Jesteście zaskoczeni tym, co się stało? Mało w nim akcji, za to postawiłam na przemyślenia i uczucia Be ;). Mam nadzieję, że nie jest taki zły ;). Pisać kolejny? 

sobota, 31 stycznia 2015

26.

-Jest to możliwe?-spytał Ryan –Gdzie ona tak w ogóle by poszła?
-Nie mam pojęcia!- warknąłem. Frontowe drzwi się otworzyły, a do domu wszedł Harry. – Widziałeś Be? – spytałem go, podchodząc.
-No wiesz, nie- spojrzałem na niego uważnie. Wiedziałem, że kłamał. Ja to, kurwa wiedziałem!
-Gdzie ona jest?!-krzyknąłem. Podszedłem do niego i złapałem go za koszulkę.
-Co, do mnie masz pretensje!- krzyknął- Sama chciała odejść, bo byłeś zbyt zajęty tą dziwką Seleną!- ponownie uniósł ton głosu. Zacisnąłem mocniej pięści na jego koszulce.  Chciałem mu tak po prostu przywalić. Gdyby nie Ryan, to na pewno bym to zrobił.
-Gdzie ona jest!- powtórzyłem pytanie.
-Po co ci to wiedzieć? Za parę godzin już jej tutaj nie będzie- syknął. Prawdę mówiąc moje nerwy były już w strzępkach. Odwróciłem się przodem do ściany i tak po prostu zacząłem w  nią walić.
-Harry, powiedz do cholery gdzie ją zawiozłeś- postanowiłem się opanować. Wiedziałem, że krzykami nic nie wskóram.
-To ty mi powiedz najpierw po co ci to wiedzieć.
-Nie rozumiesz, że nie chcę jej stracić? Tak, dobrze słyszałeś! Nie chcę jej stracić- patrzył na mnie jakby oniemiały. Sam sobie dziwiłem, że powiedziałem to na głos.
-Jason, nie wiem, czy to dobry pomysł. Jeszcze wczoraj a jej oczach wręcz pieprzyłeś się z Seleną, a dzisiaj od tak mówisz, że ci na niej zależy. Może nie jestem ekspertem w  tych rzeczach, ale to chyba nie w porządku. Pomyślałeś co ona czuje? Jesteś pieprzonym egoistą. – po jego słowach poczułem się jakbym dostał w twarz. Najgorsze było to, że wszystko to była prawda.
-Dobra! Masz rację! Jestem pieprzonym egoistą. Dam jej czasu tyle ile będzie trzeba było, ale proszę cię jedynie, abyś zatrzymał ją jedynie w mieście. – patrzył na mnie uważnie, a ja za wszelką cenę próbowałem swoim wzrokiem go przekonać.
-Dobra, ale nie licz na więcej- po jego minie mogłem sądzić, że nie żartuje i w niczym innymi mi nie pomoże.
-Dziękuję- westchnąłem. Harry od razu po tej rozmowie wyszedł z domu i odjechał. Spojrzałam na Ryana, który też na mnie patrzył, ale on był zaszokowany. Nie odpowiedziałem nic, tylko poszedłem na gór, obmyślając jak mogę przeprosić Be…

Beyonce


Siedziałam na końcu kanapy w domie tego całego Lucasa, patrząc na beżową ścianę. Chciałbym powiedzieć, że byłam pewna swojej decyzji, ale kłamałabym. Byłam na etapie, że zaraz zerwę się z tej kanapy i wybiegnę z tego domu z krzykiem, wracając z podkulonym ogonem do Jasona. Westchnęłam, patrząc na twoje dłonie.
-Ile masz rację?- spytał chłopak, siadając obok mnie. Spojrzałam na niego niepewnie.
- 15- przygryzłam.
-Taka młoda- dotknął mojego ramienia, a ja zadrżałam ze strachu. Kiedy on bezczelnie dotykał mnie w miejscach, gdzie nie powinien, ja siedziałam, nie mogąc się ruszyć. Bałam się cokolwiek zrobić. Byłam  taką idiotką. Nagle jego telefon zaczął dzwonić. Szybko go odebrał .- Co?-warknął. Jego ton umocnił mnie w przekonaniu, że to co zrobiłam było jedną z gorszych decyzji jakie podjęłam. – Jak to, kurwa zmiana planów?! Słyszysz się. Wszystko gotowe!  Pierdol się- warknął po raz kolejny. Położył z trzaskiem telefon na stole, patrząc na mnie. – Ubieraj się, Harry po ciebie wraca- powiedział to jakby z kpiną. Szczerze? Miałam ochotę całować Harrego po stopach, że nie pozwolił mi wyjechać.
Jak poparzona zerwałam się, podlatując do drzwi. Na stopy ubrałam buty i zabrałam swoją torbę. Opuściłam jego dom i przeszłam przez odjazd, ku drodze. Czekałam jakieś 10 minut, aż auto bruneta podjechało. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu po wejściu rozpłakałam się.
-Harry, byłam taka głupia. Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi pojechać.
-Be, to nie ja na to nie pozwoliłem. Jason wręcz błagał mnie na kolanach, żebym po ciebie wrócił.- kiedy wypowiedział to imię, moje ciało przeszedł dreszcz.
-Gdzie jedziemy?-spytałam.
-Na razie do domu. Jeżeli nie będziesz chciała tam zostać, to na jakiś czas zatrzymasz się w moim starym mieszkaniu, co ty na to?
-Dobra- westchnęłam, opierając głowę o szybę.
Całą drogę myślałam jak zareaguję jak zobaczę Jason po tym co napisałam. Będę miała odwagę spojrzeć mu w oczy?
Opuściłam samochód, zabierając ze sobą swoją torbę. Powoli i niepewnie szłam do drzwi, znowu się wahając. Byłam pieprzonym tchórzem . Otworzyłam drzwi, najpierw wystawiając głowę za drzwi. Weszłam do środka, ściągając buty. Harry wszedł zaraz za mną. Kiedy zobaczyłam jak Jason zbiega po schodach, zamarłam w pół kroku, tak samo jak on. Mimo, że bardzo mnie to poruszyło, nie chciałam mu tego pokazać. Starałam się patrzeć na niego nie wzruszona. Podszedł do mnie i bez wahania wziął w ramiona. Kiedy to zrobił moje serce biło tak szybko, jakby miało wyskoczyć.
-Nie strasz mnie już tak- powiedział. Kiedy to powiedział nagle złość we mnie urosła. Wyrwałam się z jego objęć spoglądając, tym razem naprawdę niewzruszona.
-Powiedz mi Jason, w co ty grasz? Wczoraj totalnie cię nie obchodziłam, a dzisiaj każesz Harremu nie pozwolić mi odejść.  Nie rozumiem cię. Jeżeli chcesz znowu mną pomiatać, to odpuść sobie. Nie jestem twoja zabawką. Mnie to boli, Jason- westchnęłam.
-Be, ja sam nie wiem czego chcę, ale proszę cię, nie wyjeżdżaj. Muszę sobie wszystko poukładać.
-Nie, Jason. To ja muszę sobie wszystko poukładać. Nie wiem, czy to coś jest warte zachodu…
***************************************
Mam dla was próbkę jak mogłaby wyglądać ta druga wersja drugiej części. Która lepsza? Bardzo mi zależy na waszej opinii.