Minęły dwa tygodnie. Niesamowicie długie dwa tygodnie. W
zasadzie w ogóle nie opuszczałam swojego pokoju. Zapewne zachowywałam się jak
idiotka, wciąż mocząc swoją poduszkę. Ale to było silniejsze ode mnie. Czułam się dziwnie w tym czasie. Nie
potrafiłam tego opisać. Ciągły ucisk w żołądku, nie pozwolił mi nic zjeść, a
myśli, które wciąż zajmował Jason nie pomagały mi w niczym.
Westchnęłam i przycisnęłam twarz do poduszki, krzycząc w nią. Usłyszałam ciche pukanie, a zaraz po tym drzwi mojego pokoju się otworzyły.
-Be, kochanie, przyszła dziewczyna. Przedstawiła się jako Perrie i powiedziała, że ma do ciebie bardzo ważna sprawę.- z początku nie chciałam iść na dół, ale pomyślałam, że ona nie była niczemu winna. Podniosłam się z łóżka i nieśpiesznie zeszłam na dół. Kiedy spojrzałam na Perrie, zamarłam. Ona była zapłakana, tak sama jak ja.
-Co się stało?-spytałam, podchodząc do niej.
-Be, musisz ze mną jechać. Chodzi o Jasona…- kiedy usłyszałam to imię przygryzłam mocno wargę. – musisz jechać, on leży w szpitalu, walczy o życie- kiedy to powiedziała, poczułam jak robi się niesamowicie zimno. Rozchyliłam wargi i nie zastanawiając się wiele w holu wsunęłam buty na stopy i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. – Be, chodź pojedziemy razem- wsiadłam do jej samochodu, a ona pojechała w właściwą stronę.
-Szybciej!- krzyknęłam rozpaczliwie. Moje oczy wciąż były mokre, ale łzy nie spływały po moich policzkach. Patrzyłam przez przednią szybę pustym wzrokiem. Czułam się jakby jakaś część mnie została w domu, dalej nie dowierzając tego, co powiedziała Perrie.
Kiedy blondynka zatrzymała się przed szpitalem wystrzeliłam, z auta jak torpeda. Zaczęłam biec w stronę wejścia. Dopiero gdy zatrzymałam na środku holu, zaczęłam gorączkowo się rozglądać. Czułam się jakbym dostała świra.
-Be, uspokój się- usłyszałam głos Perr.
-Gdzie on jest?-spytałam ją, patrząc morderczym wzrokiem. Ona jedynie westchnęła i zaczęła kierować mnie na 2 piętro. Kiedy wleciałam tam schodami z daleka zobaczyłam wszystkich na korytarzu. Pobiegałam tam, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, ale ja ich zignorowałam. Stanęłam przed szybą i spojrzałam do środka Sali, to coś we mnie pękło. Zakryłam usta rękami, nie dowierzając temu, co zobaczyłam. W jednej chwili łzy zaczęły płynąc po moich policzkach, a ja nie mogłam złapać powietrza. Czułam wielki ucisk w klatce piersiowej. Odwróciłam się i oparłam o ścianę. Zjechałam po niej, siadając na podłodze. Schowałam twarz w dłoniach, nie mogąc opanować się. Te łzy nie mogły nawet dorównać tym, które wylewałam przez całe dwa tygodnie. Kiedy poczułam dłoń na ramieniu uniosłam delikatnie głowę, ale i tak nic nie zobaczyłam. Obraz był rozmazany.
-Be, on się obudzi, musi.- rozpoznałam głos Ryana. Bez zastanowienia objęłam jego szyję i mocno przytuliłam.
`~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dopiero po zmroku podszedł do nas lekarz i pozwolił jednej osobie wejść do niego. Wszyscy od razu kazali zrobić to mi. Ale nie zapytali czy chcę. Nie wiedziałam, czy potrafię tam wejść. Nie wiedziałam, czy mogę na niego spojrzeć, gdy był w tym stanie. Ale postanowiłam spróbować. Kiedy wchodziłam do środka moje ciało całe się trzęsło, nie tylko przez strach, ale nie doszłam jeszcze do siebie po ataku łez. Podeszłam do jego łóżka i przysunęłam sobie małe krzesełko, siadając na nic. W Sali paliło się jedynie małe światełko, więc dobrze go nie widziałam. A może wcale nie chciałam. Bałam się tego co mogłam zobaczyć.
-Jason, jestem na ciebie zła, wiesz?- zaczęłam. Wiedziałam, że mówienie do niego nic nie da, ale gdybym nie odezwała się, to bym chyba zwariowała. – Czemu ty nigdy nie uważasz?- wyciągnęłam dwoją dłoń i delikatnie dotknęłam jego skóry.- jeżeli umrzesz, ja też się zabiję, słyszysz!- nim się zorientowałam potok łez znowu zaczął płynąć po moich policzkach. Oparłam głowę o pościel, wciąż trzymając jego rękę.
Nie wiem ile tak spędziłam, ale gdy poczułam dłoń na ramieniu, uniosłam głowę. Kiedy zobaczyłam Harrego, wcale nie się ucieszyłam.
-Powinnaś iść do domu…-zaczął, ale spojrzałam na niego groźnie, więc się zamknął.
-Nie, nawet o tym nie myślę. Nie odstąpię go na krok- zaczęłam gorączkowo tłumaczy.
-To chociażby idź coś zjeść…
-Nie jestem głodna- powiedziałam jednie i przeniosłam wzrok na Jasona. Wciąż miał zamknięte oczy.
-Eh… Be, powinnaś coś wiedzieć.-zaczął znowu. Po tonie jego głosu, wywnioskowałam, że nie będą to dobre wieści.
-Co?- spojrzałam na niego, nawet na moment nie puszczając dłoni Jasona.
-Lekarze pytali nas o zgodę o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie- kiedy to usłyszałam, patrzyłam na Harrego, nie dowierzając.
-Chyba się nie zgodziliście- od razu stwierdziłam.
-tak, oprócz Ryana, ale też chcemy znać twoje zdanie- to co słyszałam od niego zdawało się być najgorszym koszmarem w życiu.
-Nie, nigdy w życiu- może to oklepane, ale ponownie się rozpłakałam. Byłam beksą. – Nie wierzę, że się zgodziliście. Nie wierzę nawet w to, że o to spytaliście. Od razu go skreślacie, ale ja w niego wierzę, jasne? Jason wie, że musi się obudzić- spuściłam głowę i pozwoliłam swobodnie łzom opadać na pościel- Z resztą, wyjdź stąd. Nie macie prawa po tym nawet nazywać się jego przyjaciółmi- syknęłam, nawet na niego nie patrząc.
-Świrujesz- stwierdził. Nie zareagowałam na jego uwagę. Miałam gdzieś co o mnie myślał.
-Jason, proszę cię, nie zostawiaj mnie- szepnęłam do niego. – Jeżeli się obudzisz, obiecuję ci, że już zawsze będę obok. To obietnica. Nie poddam się nigdy bez walki. Tylko proszę, obudź się, kochanie. – dalej nic. Miałam nadzieję, że się obudzi, gdy będę do niego mówić.
******************************
Hejcia, jak się podoba? Jesteście zaskoczeni? Ja też jestem zaskoczona swoimi pomysłami. Od razu mówię, że w następnych 4 - 6 rozdziałach będzie życie Be. Tak jakoś mi to wyszło. Przepraszam za błędy.
Westchnęłam i przycisnęłam twarz do poduszki, krzycząc w nią. Usłyszałam ciche pukanie, a zaraz po tym drzwi mojego pokoju się otworzyły.
-Be, kochanie, przyszła dziewczyna. Przedstawiła się jako Perrie i powiedziała, że ma do ciebie bardzo ważna sprawę.- z początku nie chciałam iść na dół, ale pomyślałam, że ona nie była niczemu winna. Podniosłam się z łóżka i nieśpiesznie zeszłam na dół. Kiedy spojrzałam na Perrie, zamarłam. Ona była zapłakana, tak sama jak ja.
-Co się stało?-spytałam, podchodząc do niej.
-Be, musisz ze mną jechać. Chodzi o Jasona…- kiedy usłyszałam to imię przygryzłam mocno wargę. – musisz jechać, on leży w szpitalu, walczy o życie- kiedy to powiedziała, poczułam jak robi się niesamowicie zimno. Rozchyliłam wargi i nie zastanawiając się wiele w holu wsunęłam buty na stopy i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. – Be, chodź pojedziemy razem- wsiadłam do jej samochodu, a ona pojechała w właściwą stronę.
-Szybciej!- krzyknęłam rozpaczliwie. Moje oczy wciąż były mokre, ale łzy nie spływały po moich policzkach. Patrzyłam przez przednią szybę pustym wzrokiem. Czułam się jakby jakaś część mnie została w domu, dalej nie dowierzając tego, co powiedziała Perrie.
Kiedy blondynka zatrzymała się przed szpitalem wystrzeliłam, z auta jak torpeda. Zaczęłam biec w stronę wejścia. Dopiero gdy zatrzymałam na środku holu, zaczęłam gorączkowo się rozglądać. Czułam się jakbym dostała świra.
-Be, uspokój się- usłyszałam głos Perr.
-Gdzie on jest?-spytałam ją, patrząc morderczym wzrokiem. Ona jedynie westchnęła i zaczęła kierować mnie na 2 piętro. Kiedy wleciałam tam schodami z daleka zobaczyłam wszystkich na korytarzu. Pobiegałam tam, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, ale ja ich zignorowałam. Stanęłam przed szybą i spojrzałam do środka Sali, to coś we mnie pękło. Zakryłam usta rękami, nie dowierzając temu, co zobaczyłam. W jednej chwili łzy zaczęły płynąc po moich policzkach, a ja nie mogłam złapać powietrza. Czułam wielki ucisk w klatce piersiowej. Odwróciłam się i oparłam o ścianę. Zjechałam po niej, siadając na podłodze. Schowałam twarz w dłoniach, nie mogąc opanować się. Te łzy nie mogły nawet dorównać tym, które wylewałam przez całe dwa tygodnie. Kiedy poczułam dłoń na ramieniu uniosłam delikatnie głowę, ale i tak nic nie zobaczyłam. Obraz był rozmazany.
-Be, on się obudzi, musi.- rozpoznałam głos Ryana. Bez zastanowienia objęłam jego szyję i mocno przytuliłam.
`~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dopiero po zmroku podszedł do nas lekarz i pozwolił jednej osobie wejść do niego. Wszyscy od razu kazali zrobić to mi. Ale nie zapytali czy chcę. Nie wiedziałam, czy potrafię tam wejść. Nie wiedziałam, czy mogę na niego spojrzeć, gdy był w tym stanie. Ale postanowiłam spróbować. Kiedy wchodziłam do środka moje ciało całe się trzęsło, nie tylko przez strach, ale nie doszłam jeszcze do siebie po ataku łez. Podeszłam do jego łóżka i przysunęłam sobie małe krzesełko, siadając na nic. W Sali paliło się jedynie małe światełko, więc dobrze go nie widziałam. A może wcale nie chciałam. Bałam się tego co mogłam zobaczyć.
-Jason, jestem na ciebie zła, wiesz?- zaczęłam. Wiedziałam, że mówienie do niego nic nie da, ale gdybym nie odezwała się, to bym chyba zwariowała. – Czemu ty nigdy nie uważasz?- wyciągnęłam dwoją dłoń i delikatnie dotknęłam jego skóry.- jeżeli umrzesz, ja też się zabiję, słyszysz!- nim się zorientowałam potok łez znowu zaczął płynąć po moich policzkach. Oparłam głowę o pościel, wciąż trzymając jego rękę.
Nie wiem ile tak spędziłam, ale gdy poczułam dłoń na ramieniu, uniosłam głowę. Kiedy zobaczyłam Harrego, wcale nie się ucieszyłam.
-Powinnaś iść do domu…-zaczął, ale spojrzałam na niego groźnie, więc się zamknął.
-Nie, nawet o tym nie myślę. Nie odstąpię go na krok- zaczęłam gorączkowo tłumaczy.
-To chociażby idź coś zjeść…
-Nie jestem głodna- powiedziałam jednie i przeniosłam wzrok na Jasona. Wciąż miał zamknięte oczy.
-Eh… Be, powinnaś coś wiedzieć.-zaczął znowu. Po tonie jego głosu, wywnioskowałam, że nie będą to dobre wieści.
-Co?- spojrzałam na niego, nawet na moment nie puszczając dłoni Jasona.
-Lekarze pytali nas o zgodę o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie- kiedy to usłyszałam, patrzyłam na Harrego, nie dowierzając.
-Chyba się nie zgodziliście- od razu stwierdziłam.
-tak, oprócz Ryana, ale też chcemy znać twoje zdanie- to co słyszałam od niego zdawało się być najgorszym koszmarem w życiu.
-Nie, nigdy w życiu- może to oklepane, ale ponownie się rozpłakałam. Byłam beksą. – Nie wierzę, że się zgodziliście. Nie wierzę nawet w to, że o to spytaliście. Od razu go skreślacie, ale ja w niego wierzę, jasne? Jason wie, że musi się obudzić- spuściłam głowę i pozwoliłam swobodnie łzom opadać na pościel- Z resztą, wyjdź stąd. Nie macie prawa po tym nawet nazywać się jego przyjaciółmi- syknęłam, nawet na niego nie patrząc.
-Świrujesz- stwierdził. Nie zareagowałam na jego uwagę. Miałam gdzieś co o mnie myślał.
-Jason, proszę cię, nie zostawiaj mnie- szepnęłam do niego. – Jeżeli się obudzisz, obiecuję ci, że już zawsze będę obok. To obietnica. Nie poddam się nigdy bez walki. Tylko proszę, obudź się, kochanie. – dalej nic. Miałam nadzieję, że się obudzi, gdy będę do niego mówić.
******************************
Hejcia, jak się podoba? Jesteście zaskoczeni? Ja też jestem zaskoczona swoimi pomysłami. Od razu mówię, że w następnych 4 - 6 rozdziałach będzie życie Be. Tak jakoś mi to wyszło. Przepraszam za błędy.
Jejkuuu mam nadzieje ze przeżyje! :c musi! :c jak umrze to to nie będzie to samo opowiadanie :c do następnego✌
OdpowiedzUsuńBoże ta część jest nieziemska . Zakochałam się *.* czekam na następny *.*
OdpowiedzUsuńo jaaa cie... on musi żyć żeby być z Be!! uwielbiam to opowiadanie i Twoje pomysły! ta druga część jest świetna! powodzenia i z niecierpliwością czekam nn! <33333333
OdpowiedzUsuń